Grupa posłów KO wniosła do Sejmu projekt ustawy, zmieniającej ustawę o finansowaniu zadań oświatowych. Projekt można zobaczyć tutaj 2025-10-27 10-RPW-35753-2025-1.
Ten projekt wpisuje się w wyraźnie już artykułowany trend ze strony samorządów, by w jak największym stopniu ograniczać dofinansowanie oświaty niesamorządowej. W tym kontekście trzeba przypomnieć pomysły Związku Miast Polskich, by to samorząd wybierał, jakie placówki niepubliczne i czy w ogóle chce dotować.
Są to koncepcje zgoła rozbójnicze, przy czym dobry rozbójnik zabierał bogatym, by dawać biednym, zaś teraz chcą zabierać biednym, by nic nikomu nie dać.
Ale jak często bywa, w projekcie są – mówiąc za klasykiem – plusy dodatnie i plusy ujemne.
Pozytywnie należy ocenić zmianę art. 33 dotyczącą wyjaśnienia kwestii wpisania nowej placówki do ewidencji w kontekście obowiązku zgłaszania danych do Systemu Informacji Oświatowej w określonych datach, szczególnie na 15 czerwca. Ten problem został już wcześniej zauważony i była o tym mowa, krytykowano stan, jaki zaistniał po zmianie niektórych przepisów, gdy „zapomniano” o dostosowaniu innych. Czyli to oceniamy oczywiście pozytywnie.
Podobnie dobra jest zmiana polegająca na uściśleniu i dostosowaniu części sytuacji do stanu prawnego, zmienionego przez nową ustawę o dochodach jednostek samorządu terytorialnego, które to luki dotyczą pewnych okresów przejściowych.
Ale już dalej, proponowane zmiany przez dodanie przepisu art. 145l to właśnie takie próby odjęcia pieniędzy tym, którzy są do dotacji uprawnieni. Zmiana miałaby polegać bowiem na swego rodzaju „zamrożeniu” dotacji na rzecz przede wszystkim publicznych i niepublicznych przedszkoli, na poziomie w zasadzie roku 2025. Zwiększenie mogłoby być jedynie o 3%, który to – jak piszą autorzy projektu – miałby odpowiadać inflacji. Uzasadnieniem ma być spadek dzieci w placówkach samorządowych (i generalnie, we wszystkich), co miałoby się przełożyć na zwiększone koszty ich utrzymania. Ale to filozofia Kalego – jak u mnie (czyli w samorządzie) koszty rosną, to dam mniej tym prywatnym, chociaż u nich też naturalnie koszty na ucznia wzrosną o tyle samo. I kto za to ma zapłacić? Oczywiście, rodzice. Ale to nie wszystko, bowiem samorządy od lat wszelkimi sposobami próbują zmniejszać należne dotacje, a pomaga im w tym ustawodawca, corocznie wyłączając przepis (bardzo zasadny), że w szczególności na końcu roku, gdy pieniądze są najbardziej potrzebne, dotacja nie może spaść do zera, lecz tylko zmniejszyć się o maksymalnie 25%. W efekcie wyłączania tych zasad, w bardzo wielu przypadkach już w zeszłym roku – i może być tak samo w obecnym – przedszkola w listopadzie i grudniu nie dostały żadnego dofinansowania albo tak śmiesznie małe, że wystarczał na przysłowiowe „waciki”.
A co najciekawsze, to projekt zakłada „ochronę” samorządów ale tylko przed ZWIĘKSZENIEM dotacji w roku 2026. A co w przypadku, gdyby dotacje miały ulec ZMNIEJSZENIU? Czy jest jakaś analogiczna ochrona dla przedszkoli??? No, nie ma, tego autorzy projektu nie chcą w ogóle zauważyć…
I znowu ten rozbójnik, co odbiera… Albo ponownie przytaczana przeze mnie wcześniej filozofia Kalego: „jak Kali dawać mniej, dobrze, jak Kali dać więcej – źle”.
A mówi się, że znajomość klasyki literatury zanika…
Chyba, że ukrytym celem autorów, niewątpliwie inspirowanych i wspieranych przez ruch samorządowy, jest likwidacja niepublicznej oświaty w Polsce. A to już sprawa konstytucyjna i ustrojowa.
Robert Kamionowski
